Targi poznańskie. Niebywały tłok, duszno, ciasnota. Pawilony zwiedza się bez zatrzymywania, posuwając wolno z całym tłumem. Wszędzie maszyny, przemysł — zwierzyniec techniki. Nic ze sztuki, poza książkami, na które można tylko patrzeć z daleka. Pawilon szwajcarski wzbudza entuzjazm z powodu zegarków. Młodzież szaleje za rowerami angielskimi. Przed samochodami i motocyklami — tłumy wielbicieli tych maszyn. Trzeba przyznać, że niektóre z nich są piękne. Nic nie można kupić w pawilonach zagranicznych, co jest dużą irytacją i przykrością. Kiermasz — to wieloraki MHD, można tam nabyć wszystko, co się nabywa w normalnym domu towarowym. Jedna, jedyna restauracja zatłoczona, brudna. Jada się kiełbaski na gorąco z bułką i musztardą, rozwożone w wózkach.
Ludzie pracy, ściągnięci z najdalszych stron, młodzież szkolna, zbiorowe wycieczki — to publiczność targów, bardzo sympatyczna i krytyczna.
Poznań, 13 lipca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2011.